Ostatnimi czasy walczę z niedoborem czasu. Niestety to JA przegrywam.
Aaaaale w tym stanie są pozytywne emocje. Wiem, że nie mam tego czasu bo mam tyle planów, chęci, pomysłów i przede wszystkim zapału do działania, że mogłabym się tylko dzielić z innymi i zarażać ;-)
Wiosna przybyła w końcu, człowiek czuje, że żyję.
Weekend minął mi pod znakiem, dwóch imprez tanecznych (Lindy Hop, czyli - 10 dla leczenia moich kolan), a zwieńczeniem był niedzielny squash z siostrą (2gi w życiu!). Rezultat?
Leżę w łóżku pisząc tego posta wykończona fizycznie za to z wielką satysfakcją i uśmiechem na twarzy.
Poniżej prezentuje moje weekendowe ujęcia. Sobotę uczciłam'barszczykiem biegaczy' czyli kremem z buraków na winie, a dziś miałam okazję popróbować tonę (!!) pysznego jedzenia z okazji Tygodnia Wegetarianizmu w Vege Mieście. PY-CHO-TA!
A na dokładkę przedstawiam Wam Coco. moja radość, która usilnie chciała mi 'pomóc' w robieniu zdjęć(a teraz rozkłada się na moim łóżku - rozpieszczenie totalne!) :-)